sobota, 26 stycznia 2013

Życie we dwoje na umowę



Jaś i Małgosia po 35 lat, znają się jeszcze z liceum. Chodzić ze sobą zaczęli gdy poszli na studia. Układało im się super, byli szczęśliwi. Mijały miesiące i lata, wreszcie postanowili, że „będą już na zawsze razem”. No i byli. Mieszkali razem, mieli śliczną córeczkę Zosię. Kulało się - mówiąc ogólnie. Rodzice Jasia i Małgosi mówili im by się pobrali, jeśli nie chcą w Kościele to nie muszą ale chociaż trzeba cywilny. Nadal nic! Nie słuchali zawsze powtarzali, że się kochają i nic ich nie rozłączy. No ale rodzice nadal nacierali. Nawet kumple Janka – szczęśliwi tatusiowie i mężowie - jeden katolik, ślub kościelny, trójka dzieci. Drugi ateista, ślub cywilny ojciec dwóch synów. Oboje korzystają z ulg podatkowych, wspólnych rozliczeń i mówią, że to świetne rozwiązanie i przede wszystkim opyla się! No ale Jasio twardo: „on żony mieć nie będzie!” – kiedyś obiecał sobie, że nigdy się nie ożeni – cóż grunt to honor i wierność zasadom. No ale te ulgi to kurna ciekawe. No i myślał, myślał i wpadł! Przecież niedawno wprowadzono związki partnerskie niby to samo co małżeństwo ale przynajmniej nie ma tej ciemnogrodzkiego małżeństwa czy określenia mąż czy jeszcze seksistwoskiego, krzywdzącego i obraźliwego określenia żona. Małgosia to feministka ucieszy się, że wreszcie ktoś doceni to, że jest wolna i wyzwolona.  No i kurna to tylko umowa, kontrakt. Kurde jak mi się znudzi to go zerwę i nie poniosę żadnych konsekwencji. No i jak nie wyjdzie to nie ma sprawy, nie ma sądu, który będzie chciał ratować  to co się da, nikt nie będzie ode mnie kasy zdzierał! No, no! Dobre! Tak więc Małgosia i Jaś podpisali umowę, spisali wszystko co trzeba i żyli tak już kilka ładnych lat, z pięć będzie. Zosia rosła zdrowo, finansowo stali. Rozwiązania „partnerskie” też przynosiły korzyści. Było dobrze. Było… 

Jaś stwierdził, że Małgosia powinna iść do lepiej płatnej pracy i, że ma tego dość! Potem jeszcze poznał fajną laskę. Nowa sekretareczka w jego firmie. Fajna dupa, fajnie się gada i nieźle rżnie. Przynajmniej nie jest tak nudnie jak w domu. Tylko ta Gośka i jeszcze ten bachor, kurwa do szkoły to idzie… Ehh Czas to jebnąć póki pora.

No i Jaś długo nie myśląc jebnął to. Odszedł zostawił partnerkę(przecież nie żonę) i córkę. Tak po prostu odszedł. Do widzenia! I nic. Dziecko nie ma żadnej opieki, żadnego zabezpieczenia finansowego, nic. Gosi też nic nie zostawił. Dziecko to już jej problem, a nie jego. On teraz ma nową partnerkę. A związek na umowę to dobra rzecz stwierdził i nową zawrzeć zamierza póki sekretarka   w formie. 

I zapłakał mędrzec nad tym co zobaczył. Łzy mu ciekną na myśl o Gosi, Zosi i Jasia. Tak, nad nim też płacze. Płacze z żalu, że świat chowa takich sukinsynów jak Jaś. Świat już nie płacze nad porzuconymi, zdradzonymi dziećmi i matkami czy ojcami, nie płacze nad wdowami. Świat płacze nad tym, że zaściankowy i ciemnogrodzki ksiądz katolicki odmówił udzielenia ślubu Biedroniowi i jego partnerowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz